Opis
Lichotek i ostatni dragodon
Dopiero co wszystko zaczęło się układać. Na ostatnich stronach pierwszego tomu (Lichotek i czarnoksiężnik), Sam Lee Stubbs nie tylko poznał swe prawdziwe imię, ale też po latach spędzonych pod „opieką” Bazylego Deptacza, odzyskał w końcu to, co wcześniej zostało mu brutalnie odebrane – kochających rodziców, prawdziwy dom z troskliwą nianią, a nawet… zaległe urodziny i prezenty. Wreszcie mógł przestać się bać – wiedział, że Bazyli już nigdy nie wróci!
Ale Ian Ogilvy, brytyjski aktor i pisarz, postanowił nie rozpieszczać swego bohatera. Dał mu zaledwie pół roku na nacieszenie się rodzinnym szczęściem. Potem zetknął rodzinę Stubbsów z przepotwornym monstrum – ostatnim żyjącym Dragodonem. A dragodoni, opiekunowie smoków, są nieporównanie silniejsi od czarnoKsiężników. Ci ostatni wydają się przy nich śmiesznie bezradni, a wręcz – mało rozgarnięci. Nawet wówczas, gdy próbują zjednoczyć siły, by pomścić śmierć Bazylego. Nawet, kiedy ożywiają „mieszkańców” lunaparku – czyniąc z setek maskotek, figur z karuzeli, a nawet ogromnego dinozaura przerażającą, groźną armię.
Oczywiście stworzenia te budzą strach. Podobnie jak okropne czary wydechowe nieporadnych czarnoKsiężników (czyraki, ból zęba, usuwanie włosów z głowy), porwanie mamy Lichotka, utrata pamięci przez obydwoje jego rodziców czy wreszcie – niewyobrażalnie olbrzymi (i głodny) smok. Tyle, że czytelnicy kolejnego tomu przygód Lichotka raczej nie tracą pewności: nieodmiennie sprzyjający chłopcu los jak zwykle sprawi, że ostatecznie wszystko skończy się dobrze.
Jednak zanim to nastąpi, każdy z nich przeżyje chwile grozy na Wyspie Śmiechów. Opuszczone, mroczne i zalane deszczem wesołe miasteczko wydaje się miejscem o wiele bardziej przerażającym niż makieta kolejki elektrycznej. A i potworów, z którymi Lichotek musi się zmierzyć, przybywa. To już nie tylko szponiasty nietoperz i jeden czarnoKsiężnik (później karaluch)… Na szczęście i tym razem Lichotek nie walczy całkiem sam. Wprawdzie nie towarzyszy mu już szereg przyjaznych postaci, a jedynie znany z pierwszego tomu piesek. Tyle, że Partacz, mimo swoich niewielkich rozmiarów, nie raz i nie dwa zmieni bieg wydarzeń. Lichotkowi pomagają też magiczne fasolki, otrzymane od Niani, a przede wszystkim… szybkie nogi. Oczywiście jego odwaga, spryt i zaradność również przynoszą wyśmienite efekty.
Bez wątpienia książka Lichotek i Dragodon ma szanse budzić większe emocje niż pierwszy tom cyklu. Ian Ogilvy wciąż szykuje dla swojego bohatera (i czytelników) potworne niespodzianki. Może tylko czasem zbyt wiele uwagi poświęca budowaniu atmosfery miejsca, spowalniając nieco tempo akcji. Nie wyjaśnia też pewnych faktów – np. gdzie Lichotek nauczył się pływać, skoro przez większość życia tkwił zamknięty w domu Deptacza (a tam brakowało wody nawet na kąpiel)? Skąd Partacz, nie rozumiejący przecież wypowiedzi swego pana, zna takie słowa jak: gips, plastik i żelastwo?
Warto jednak podkreślić, że zdecydowanie stroniący do sztucznego moralizowania autor, przemyca w swej straszno-potwornej (a przy tym wciągającej i oryginalnej) książce pozytywne przesłanie. Dobro zawsze zwycięża. Nie można pozostać obojętnym na błaganie nawet najgorszego wroga. I – co powinno ucieszyć czytelników oczarowanych magią – zaklęcie o ogromnej mocy, słowo niesamowite, skuteczne i magiczne, co nieraz działa cuda pozostaje w zasięgu każdego z nas. W dodatku, by się nim posługiwać, nie trzeba posiadać własnego smoka, ani nawet różdżki…
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.