Opis
Jak się drzewiej mówiło?
Czy “tabletowe” dzieci mogą być zainteresowane historią języka polskiego? Tak, pod warunkiem, że temat zostanie przedstawiony w sposób atrakcyjny i intrygujący. Świetnie udało się to autorce tekstu Małgorzacie Strzałkowskiej i ilustratorowi Adamowi Pękalskiemu. Stworzyli oryginalny leksykon słów, które na przestrzeni lat zmieniły swoje znaczenie, brzmienie, albo wyszły całkowicie z użycia (lub też funkcjonują tylko w wybranych regionach kraju).
Czy można jeździć na linijce? Jak wyprać letnika? Czy mały chłopiec zmieści się w serniku? Jak smakuje kasza ze Szwedami?
Jeśli zaintrygowały Was te pytania, koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Czciciele (czyli drzewiej – czytelnicy) natkną się na ciekawostki o imionach, dawnych zwyczajach i potrawach (chociaż chyba mało kto z nas uznałby przysmaki pradziadów za dania jadalne). Dowiedzą się, skąd wzięły się w naszym języku powiedzenia “narobić bigosu”, “śmiać się do rozpuku” czy “być na szarym końcu”. Miłośnicy motoryzacji znajdą odpowiedź na pytanie, dlaczego marka Merecedes ma taką akurat nazwę.
Przyznam szczerze – jest się z czego pośmiać. Autorka humorystycznie pokazała różnice językowe między dzisiejszą a dawną polszczyzną. Ilustrator dzielnie dotrzymuje jej kroku, a efekt zderzenia współczesnego i dawnego rozumienia pewnych słów i zwrotów przedstawiony w formie rysunku bywa komiczny.
Chociaż większość omawianych haseł to archaizmy, wydaje mi się, że nie zaszkodzi po pierwsze uświadomić dziecku, że język się zmienia, po drugie przygotować go na przyszłą lekturę klasyki (nie chcielibyście przecież, żeby śmiało się z cycowej sukni w “Balladynie”), a po trzecie dostrzec bogactwo naszej mowy. Autorka piętnuje ubogość współczesnego języka np. nadużywanie przymiotnika “fajny”. Czy pomyślelibyście, że swój zachwyt można wyrazić ponad setką innych wyrazów? Autorka zadała sobie trud wymienienia tylu możliwych zamienników tego słowa.
Na końcu znajdziecie zadania: krzyżówkę, w której występują wyrazy zamieszczone w książce oraz wyzwanie – quiz dotyczący takich słów, o których nie było w tekście mowy. I tutaj raczej przyda się tablet (a nuż znajdziemy je w Internecie?), intuicja, a może niejeden wnęk czy wnęka (wnuczek i wnuczka) będą musieli prosić o pomoc swego dziada?
Wydawca podaje, że pozycja przeznaczona jest dla czytelnika 7+ i choć teoretycznie dziecko w takim wieku mogłoby czytać samo, to jednak przyda się pomoc rodzica przy bardziej skomplikowanych hasłach (jak np. o liczbie podwójnej).
Ja na tej wspólnej lekturze skorzystałam. Przyznam, choć to może wstyd, że paru rzeczy dowiedziałam się dopiero z tej publikacji. Ale człowiek uczy się przez całe życie i kto w końcu śmie powiedzieć, że książki dla dzieci się do tego nie nadają?
Hanna Pietrzak-Trzcińska
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.