Pandemia na Zielonym Wzgórzu
Jak na wieść o szerzącej pandemii zareagowałaby wyjątkowo wrażliwa Ania? Jak zniosłaby przymusowe zamknięcie w domu (w czasach przedinternetowych, a nawet przedradiowych)? Czy mieszkanki Zielonego Wzgórza poddałyby się rozpaczy, czy znalazły jakiś sposób działania?
Jeśli jesteście ciekawi odpowiedzi, zapraszamy do lektury pracy Katarzyny Maciejewskiej, laureatki I edycji konkursu “Sposób na pandemię. Literaccy bohaterowie w czasach zarazy”:
Ania w czasach epidemii
Słońce przebijało się przez gałęzie Królowej Śniegu i oświecało łóżko na moim poddaszu. Uczesałam włosy przed lustrem, upięłam rude loki w prosty warkocz i zeszłam na dół przygotować śniadanie. Maryla wczesnym rankiem pojechała do Carmody, na targ, po świeże warzywa na zupę. Wstawiłam wodę na herbatę i nakryłam do stołu. Kiedy czajnik zagwizdał, ujrzałam Marylę, która ze zmartwioną miną szła w stronę werandy, trzymając w ręku gazetę. Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie pamiętam, kiedy ostatnio Maryla aż tak by się martwiła.
Wraz z jej wejściem, do domu wpełzł podmuch zimnego, marcowego powietrza. Maryla ciężko usiadła na kuchennym stołku, nic nie mówiąc, podała mi gazetę. Z drżącymi rękoma wzięłam arkusze papieru i powoli przeczytałam duży nagłówek. „Epidemia nieznanej choroby w Chinach. Kiedy choroba dotrze do Kanady?”. Serce zamarło mi w piersiach.
– Ma…. Marylo? – rzekłam niepewnym głosem – Czy to wszystko…. Czy to wszystko, to prawda? Co… Co my teraz zrobimy?
– Nastaną ciężkie czasy, Aniu… Musimy być dzielne. Trzeba będzie przez to przejść… – powiedziała Maryla, patrząc smutnym wzrokiem w okno.
Maryla miała rację. Nastały ciężkie czasy. Całe Avonlea mówiło o epidemii. Choroba zawładnęła już większą częścią Ziemi.
We wtorek wstałam o świcie. Nie mogę spać od dłuższego czasu spokojnie. Bo jak spać, kiedy na świecie dzieje się tyle okropnych rzeczy? Pośpiesznie się ubrałam, otuliłam się ciepło szalem i zeszłam na werandę. Przycupnęłam na krześle i wpatrywałam się we wchodzące na horyzoncie słońce. Kiedyś taki widok napawał mnie nadzieją, jednak teraz napełnia mnie lękiem i obawą, co przyniesie zbliżający się dzień.
Maryla wstała niedługo po mnie. Zaparzyła herbatę i przyszła na werandę. Obydwie siedziałyśmy, nic nie mówiąc, wpatrywałyśmy się w dal.
Podążałam leśną ścieżką w stronę szkoły. Od strony jeziora Barrych szła Diana w moją stronę. Jej kruczoczarne włosy jak zawsze były upięte w zgrabną fryzurę. Jednak coś się w niej zmieniło: oczy posmutniały, policzki zbladły, a usta wydawały bezgłośny jęk smutku.
– Och, Aniu – powiedziała słabym głosem- tak się boję. Czy to wszystko się kiedyś skończy?
Milczałam. Nie byłam wstanie wydusić ani jednego słowa.
Wszyscy w szkole byli jacyś inni. Nie widać było dawnego zainteresowania, wigoru, a w sali lekcyjnej podczas przerwy trwała głucha, rozpaczająca cisza.
Panna Stacy zasiadła za biurkiem. Jej ciemne oczy były podkrążone ze zmęczenia i łez. Łamiącym głosem powiedziała tylko jedno zdanie, które chwyciło mnie za serce i mocno ścisnęło, aż myślałam, że umrę z rozpaczy.
– Rząd postanowił zamknąć szkoły ze wzglądu na epidemię, a my będziemy zamknięci w swoich domach aż do odwołania.
Głucha cisza ustąpiła szlochowi głębokiej rozpaczy. Cały czas zostać zamkniętym w domu? Mam siedzieć bezczynnie, kiedy tyle ludzi walczy o życie? Odosobniona od przyjaciół i szkoły?
Wracałyśmy z Dianą do domu w milczeniu. Na rozstaju dróg, przyrzekłyśmy sobie, że codziennie będziemy sobie zostawiać listy pod furtkami i codziennie będziemy się komunikować naszym świetlnym kodem. Popatrzyłam ostatni raz na jej twarz. Czy to możliwe, że nie zobaczę jej nawet przez kilka miesięcy? Dlaczego los jest taki okrutny? Czas w samotności dłuży się nieubłaganie, a pustka w sercu powiększa. Kiedy Diana odeszła, usiadłam pod drzewem i zaniosłam się głośnym płaczem. Zostałam sama z Marylą. Moja dusza wyje z rozpaczy, a serce jest przytłoczone przygnębieniem. Czy to ten sam świat, co przed tygodniem? Czy to to samo Avonlea, które było kiedyś takie radosne i pełne życia, teraz pogrążone jest w lęku i strachu?
Mijały dni. Siedziałyśmy z Marylą w domu, uziemione. Panna Stacy codziennie zostawiała pod furtką wszystkim uczniom materiał do nauki. Maryla ograniczała wyjścia do niezbędnych, a gdy już musiała, zakładała maseczkę i zachowywała dystans. Mam wrażenie, jakby świat wywrócił się do góry nogami. To, co kiedyś było normalnością, stało się odległym marzeniem, a to, co niewyobrażalne, stało się rzeczywistością.
Postanowiłam coś zmienić. Mam dosyć siedzenia bezczynnie. Trzeba działać. I to szybko. Muszę robić coś więcej, niż domowe obowiązki i nauka. Trzeba założyć Młody Czerwony Krzyż.
Zaczęłam od znalezienia członków. Napisałam krótkie listy i zostawiłam je pod furtkami osób ze szkoły. Następnie wróciłam do domu i spisałam rzeczy, które można robić w ramach Młodego Czerwonego Krzyża. Po pierwsze: uszyć maseczki. Gazety są przepełnione dramatycznymi informacjami ze świata o krytycznych sytuacjach w szpitalach. A więc to na pewno. Po drugie: wspierać innych. Sama po sobie wiem, jak jest nam trudno. Można by zorganizować akcję wspierającą najbardziej potrzebujących. Można dać artykuł do gazety podnoszący na duchu. Po trzecie: będziemy piekli ciasta dla osób samotnych i starszych. Możliwości jest wiele. Od teraz będę się skupiała na pomocy i Czerwonym Krzyżu. Muszę coś robić, bo inaczej zwariuję.
Pierwsza odpowiedź przyszła od Diany. Popłakałam się nad tym listem. Odczułam jeszcze mocniej jej brak. Po chwili jednak wytarłam łzy i trzymałam się dalej mojego postanowienia.
Następne odpowiedzi przychodziły błyskawicznie. Ruby Gillis, Julia Bell, Josie Pey, Gertie Pey, Sara Gillis, Matylda Boulter, Jane Andrews, Karol Sloane, Jimmy Glover…. Gilbert Blythe… Zaniosłam list również do niego. Tu chodzi o pomoc innym. Urazę trzeba odłożyć na bok. Co nie znaczy, że jego wina zostanie przebaczona.
Rozdzieliłam obowiązki. Jane, Sara, Julia i Josie będą szyły maseczki. Będą przynosiły do mnie paczki po 25 maseczek. Postanowiłam przyłączyć do tej akcji Pannę Stacy, która będzie mogła znajdywać miejsca, najbardziej potrzebujące naszej pomocy. Ja, Diana i Ruby napiszemy artykuły do gazety. Jeszcze Diana i ja wraz z Matyldą będziemy piekły ciasta. Karol, Jimmy i Gilbert będą odpowiedzialni za transport.
I zaczęło się. Już po trzech dniach, na poddaszu miałam cztery pudła, w każdym po 25 sztuk maseczek. Chłopcy przyjadą po nie dzisiaj. Panna Stacy wyznaczyła dwa punkty, które najbardziej potrzebują pomocy. Dwie paczki pójdą do Hopetown, a dwie do Carmody.
Mamy już prawie gotowy artykuł. Ruby i Diana przysłały mi fragmenty a ja złączyłam je w spójną całość. Wysłałam gotowy tekst Pannie Stacy, żeby zrobiła ewentualne poprawki. Jutro z rana wyślę artykuł do gazety i sądzę, że najpóźniej w piątek trafi do druku.
Karol i Jimmy weszli na górę po paczki i odjechali bryczką Gilberta. Stałam na werandzie i patrzyłam na oddalających się chłopców. Nasza praca nie idzie na marne. Oto pierwsza tura pomocy jedzie, a niedługo otrzymają ją potrzebujący.
Wróciłam do domu. Trzeba przygotować obiad. Maryla już krząta się po kuchni, a ja nakrywam do stołu. Nagle Maryla opadła na krzesło.
– Marylo, co się dzieje? Źle się czujesz? Mam wzywać doktora? – pytam wystraszona.
– Nie, nie trzeba… Tylko ta głowa…- rzekła słabym głosem.
– Musisz się położyć – powiedziałam – Przygotuję obiad i zaniosę Ci na górę. Nie powinnaś się teraz przemęczać.
Maryla położyła się w pokoju. Zaniosłam jej miskę ciepłej, jarzynowej zupy. Tak się o nią martwię. Od wybuchu epidemii pracuje cały czas. Po nocach szyje maseczki, a w dzień sprząta, gotuje, dogląda ogródek i nie przestaje ani na chwilę. Rozumiem ją. Też nie mogę usiedzieć na miejscu. Mam jednak nadzieję, że to tylko zmęczenie, a nie… Nie powiem tego!
Mimo wszystko nie tracę nadziei i ciągle wierzę w lepsze jutro. Bo gdybym nie wierzyła, załamałabym się całkowicie, a do tego nie mogę dopuścić. Muszę działać.
Artykuł został wydrukowany w czwartek, wcześniej niż myślałam. Nagłówki głosiły: „Młody Czerwony Krzyż działa”, „Młodzież z Avonlea niesie pomoc” i „Słowa wsparcia płyną od uczniów”. Myślę, że stworzymy cykl artykułów i co tydzień będziemy wysyłać do gazety.
Wieczorem przyszły Matylda i Diana. Matylda przyniosła dwie blachy ciasta drożdżowego z jagodami, a Diana dużą blachę ciasta przekładanego morelami, suszonymi śliwkami i powidłami. Ja dzisiaj upiekłam tartę z malinami i czekoladą. Można rozwozić.
Stan Maryli pogarszał się z dnia na dzień. Kaszlała, miała gorączkę i straciła węch. Nie jestem w stanie opisać, co przeżywałam. Strach, lęk, troska i rozpacz mieszały się w moim sercu. Gotowałam jej obiady, robiłam zimne okłady i izolowałam się od ludzi. Kierowanie nad Czerwonym Krzyżem przekazałam Dianie, a ja wstrzymałam się z działalnością, żeby przez przypadek z maseczkami i ciastem nie dostał się do potrzebujących wirus. Swoim emocjom dawałam upust jedynie w nocy, kiedy upewniłam się, że Maryla śpi. Nie chcę jej niepokoić, muszę być silna. Przecież to nie może wiecznie trwać.
Po paru dniach sytuacja znacznie się poprawiła. Kaszel prawie znikł, a temperatura wróciła do normalności.
Pewnego popołudnia piekłam ciasto cytrynowe dla Maryli.
– Aniu – powiedziała Maryla, wchodząc do kuchni.- Czy ty przypadkiem nie pieczesz ciasta cytrynowego? Po całym domu roznosi się cytrusowy zapach.
Objęłam ją rękoma i się popłakałam. Teraz już będzie dobrze. Najgorsze za nami. Maryla wraca do zdrowia, a mi się chce aż krzyczeć z radości.
Kolejnego wieczora usiadłam na łóżku, żeby pozbierać myśli. Nie było już śladu po chorobie Maryli. Mogłam z powrotem uczestniczyć w Czerwonym Krzyżu. Okazało się, że przez półtora tygodnia uszyto 350 maseczek, Diana z Matyldą upiekły ponad tuzin ciast, a Ruby wysłała kolejny artykuł do gazety. Nigdy sobie nie wyobrażałam, że mój pomysł przyniesie aż tak niewiarygodne skutki. Wiara i nadzieja pozwoliły mi przetrwać ten trudny czas, a nawet kiedy się je porzuci, one nie znikają, tylko pozostają, by ktoś je odszukał i zaczął żyć na nowo…
Autor: Katarzyna Maciejewska
Praca nagrodzona w pierwszej edycji wciąż trwającego konkursu Sposób na pandemię. Bohaterowie literaccy w czasach zarazy
Sponsor nagrody: