Wyczekiwane! Październikowe premiery
Dwa miesiące temu pisałam o sezonie ogórkowym. Tymczasem tak naprawdę była to raczej cisza przed burzą. Przed istną nawałnicą ciekawych pomysłów i ulewą dobrych książek, jakie pojawiły się na rynku wraz z jesiennymi deszczami.
Spośród październikowych premier trudno wybrać zaledwie kilka. Wydawnictwa, zwłaszcza te uczestniczące w krakowskich Targach Książki, zgotowały czytelnikom prawdziwą ucztę. By zachęcić do rozsmakowania się w niej, tym razem prezentację tytułów podzieliłam na dwie części.
Na początek – Wyczekiwane. Czyli kontynuacje serii, dzieła ważnych i cenionych (a z czytelniczego punktu widzenia – po prostu sprawdzonych) autorów, zapowiadane od dawna perełki. Oto one:
Sylaboratorium
Znakomity pomysł, wyborowe grono twórców, ceniony grafik i ilustrator, dopracowana redakcja, wstęp napisany przez Autorytet – i już: jest perełka. Książka, którą powinni docenić krytycy i z którą – z dużym prawdopodobieństwem – zaprzyjaźnią się wymagający czytelnicy. Ci, co chcą wiedzieć więcej. Zawsze.
Mamy więc przed sobą leksykon niepospolitych słów (takich jak atencja, capstrzyk, degrengolada, felczer, imponderabilia, kapodaster – i wielu innych) – z humorem oraz fantazją zilustrowanych przez Pawła Pawlaka, a opisanych przez znamienitych autorów (których należy wymienić w komplecie lub wcale, dlatego ich nazwiska znajdziecie przy opisie książki).
W Sylaboratorium, czyli swoistym laboratorium sylab, znajdziemy 30 słów (i 30 opowiastek – wyjaśnień). Czy to jednak wystarczy? Czy naprawdę nie trzeba nic więcej, by – zgodnie z zapewnieniem wydawcy – zostać erudytą?
I tak, i nie. Nie – bo cóż to byłby za erudyta, który znałby jedynie po dwa trudne wyrazy rozpoczynające się na każdą z liter alfabetu? Tak – bo nie trzeba nic ponad te trzydzieści słów, by rozbudzić ciekawość i ukazać fascynujące oblicze języka polskiego. Języka, który tylko z pozoru wszyscy znamy biegle…
Poczytaj mi, mamo. Księga ósma
Popularność serii reprintów książeczek Poczytaj mi, mamo potwierdza ponadczasowość dobrych opowieści – nawet tych powstałych w czasach szaro-burego PRL-u. Dla pokoleń obecnych rodziców i dziadków stanowi podróż sentymentalną, dla najmłodszych – ciekawą wyprawę do krainy, w której czas jakby płynął wolniej, słowa miały większą wartość (choćby dlatego, że musiały być bardziej wyważone) i nawet ilustracje książkowe wyglądały inaczej (inną miały kolorystykę, zwykle bywały też prostsze, mniej fantazyjne i „filmowe” niż obecnie).
Czy tom ósmy może jeszcze w jakiś sposób zaskoczyć czytelników? Czy wszystkie najważniejsze teksty nie znalazły się już we wcześniejszych częściach cyklu? Oczywiście, że nie. Joanna Wajs, redaktorka serii, wysupłała kolejne perełki, które bawią (jak Kaczka dziwaczka i mniej znane Kaczki Jana Brzechwy), zachęcają do rozmów o tym, co ważne (Co się liczy naprawdę?, Kurczak) wzruszają (Domek zapomnienia), inspirują (Bieg z przeszkodami) i… usypiają (Księżyc nad Warszawą).
Trochę prywaty: w naszym domu seria Poczytaj mi, mamo nie stanowi tylko gustownego ozdobnika dziecięcego pokoju. Dziewczynki sięgają po nią chętnie – starsza poszczególne opowiadania zna nawet lepiej niż ja (choć łamie trochę zasady, bo wszystkie tomy przeczytała już samodzielnie). Niektóre wiersze umie na pamięć, często odwołuje się do opowiadań – zwłaszcza Joanny Papuzińskiej (Agnieszka opowiada bajkę) i Małgorzaty Musierowicz (m.in. Kredki, Hichopter), które mocno trafiają do jej wrażliwości. Na wieść o ukazaniu się kolejnej części skakała z radości.
Oto jest Wenecja
Miłośników podróży, fanów książek obrazkowych, a przede wszystkim sympatyków twórczości czeskiego ilustratora czeka kolejna wyprawa. Tym razem jej celem jest Wenecja – miasto zbudowane na 117 wyspach. Podobnie jak w poprzednich tomach z cyklu Oto jest… Miroslav Šašek, z wykształcenia architekt, prezentuje najważniejsze i najbardziej charakterystyczne zabytki miasta (m.in. liczne pałace, kościoły, pomniki), przeplatając ich krótkie opisy z ciekawostkami związanymi z życiem wenecjan. Jako bystry obserwator, a równocześnie człowiek obdarzony poczuciem humoru i umiejętnością lakonicznego wyrażania myśli, autor tworzy niepowtarzalny album – pokusę. Dlaczego pokusę? Bo czytelnik (i mały, i duży) nabiera ogromnej ochoty, by we wszystkich tych miejscach – odwiedzanych podczas lektury – znaleźć się naprawdę. Nawet jeśli w ciągu tego półwiecza, jakie dzieli nas od premiery książki Šašeka, trochę się zmieniły.
Dom, który się przebudził
Znamienite nazwiska autorów sprawiły, że książka w zaledwie kilka dni po premierze, doczekała się mnóstwa recenzji. Głównie pozytywnych. Bo Emilia Dziubak to utalentowana i wrażliwa artystka, której prace mają Klimat, a w dodatku coraz częściej ozdabiają rozmaite książkowe imprezy. Bo książka wzrusza, „oczyszcza” i ma przesłanie. Bo należy do tych publikacji, o których długo się pamięta.
Poza gronem recenzentów-blogerów, spotkałam jednak i inną opinię. Znajoma pani bibliotekarka wyraziła obawę, że niekoniecznie jest to publikacja dla najmłodszych. A na pewno nie taka, z którą można dziecko zostawić samo. Bo temat trudny: samotność starego człowieka, apatia, niechęć do życia, tęsknota za przeszłością, bolesny bezsens teraźniejszości. To prawda, ale – na szczęście! – stanowi tylko początek. Stopniowo wszystko się zmienia i to za sprawą dziecka właśnie.
Jednak zdecydowanie Dom, który się przebudził należy do książek, które warto czytać wspólnie, które dobrze razem przedyskutować i przemilczeć. Wtedy początkowy smutek czy wzruszenie może stać się żyzną glebą, na której wykiełkuje wrażliwość, nieobojętność, zainteresowanie innymi, a przede wszystkim – gotowość zaproszenia ich do swojego życia.
Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie. Teatrzyki
Trzeba jeszcze wspomnieć o Brzechwie. Ukazał się bowiem czwarty tom (czy – precyzyjniej mówiąc – tomiszcze) z serii Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie. Po bajkach, wierszach i panu Kleksie, przyszła pora na Teatrzyki.
Niełatwo je jednoznacznie opisać. Są zabawne, zgrabne, rytmiczne, ale często… nad wyraz dydaktyczne. Pisane przez utalentowanego autora, wierzącego w nowy wspaniały świat komunizmu, który obecnie oceniany jest zwykle jednoznacznie – negatywnie. Warto więc przed lekturą zapoznać się ze znakomitym wstępem prof. Grzegorza Leszczyńskiego, pomagającym wysupłać z tekstów to, co w nich najwartościowsze.
Prywata: w Teatrzykach znajdziemy m.in. cztery Bajki Samograjki (Czerwonego Kapturka, Kota w Butach, Kopciuszka, Jasia i Małgosię), do których mam szczególny sentyment. Jeszcze nie tak dawno temu powstałe na ich podstawie słuchowiska towarzyszyły nam podczas posiłków, zabawy, zasypiania. Wiem też, że do tej pory puszczane są w przedszkolach, wystawiane przez dziecięce grupy teatralne. Chyba właśnie one najmniej boleśnie odczuły upływ czasu. I zmianę systemu.
Biały teatr panny Nehemias
Można napisać: wciągająca. Jedna z tych, od których przed dotarciem do ostatniej strony nie mamy ochoty się oderwać (choć sprawy zawodowe i obowiązki domowe czekają). Niebanalni i bynajmniej niepapierowi bohaterowie. Intrygujący sekret. Podróż do Polski lat 80. Powieść obyczajowa, choć trochę też psychologiczna i fantastyczna.
To wszystko prawda. Ale tego rodzaju ogólniki wpisują jedynie Biały teatr panny Nehemias w pewne kategorie książek, utarte schematy. Tymczasem powieść Zuzanny Orlińskiej zaskakuje. Niesie w sobie o wiele więcej treści niż przeważająca grupa powieści dla nastolatków. Bo przyjaźń, zakochanie, szkolna codzienność, choć są obecne, stanowią jedynie pewnego rodzaju tło. Tak jak i peerelowska rzeczywistość, z którą różnymi sposobami mierzą się bohaterowie. Biały teatr wydaje się mieć znamiona powieści uniwersalnej, mówiącej między innymi (!) o ułudzie, fantazji, w jaką uciekamy, czyniąc ją swoim więzieniem. Znakomita powieść o wewnętrznym zniewoleniu, mechanizmach uzależnienia i… nadziei.
Prywatnie: fanką książek Zuzanny Orlińskiej zostałam po przeczytaniu Detektywów z klasztornego wzgórza. Swoboda pióra, fantazja, poczucie humoru, umiejętne tworzenie pełnej przygód fabuły i oczywiście nawiązania do Makuszyńskiego przekonały mnie, że „to jest to”. Dlatego z niecierpliwością wyczekiwałam Białego teatru panny Nehemias. Zaczęłam czytać i… odkryłam zupełnie inną Orlińską. Czy byłam rozczarowana? Absolutnie! Zanim skończyłam, stworzyłam w myślach listę osób, z którymi chcę się Białym teatrem podzielić, by poznać ich opinie, podyskutować. Dla mnie – książka niezwykła.
Wielka księga przygód 4. Basia
Czy Basię trzeba reklamować? Dziesiątki kolejnych tomików, cieszące się niesłabnącą popularnością, wydają się dowodzić, że rezolutna pięciolatka, stworzona przez Zofię Stanecką i zobrazowana przez Mariannę Oklejak, ma już naprawdę spore grono przyjaciół. Czy dlatego, że jest całkiem zwyczajna – tą pełną uroku (choć nie zawsze łatwą dla rodziców) dziecięcą zwyczajnością? Bo jej przygody bywają całkiem podobne do tych, jakie zdarzają się małym czytelnikom? Bo historie Basi z przyjemnością (i uśmiechem) czytają również dorośli? Bo rodzina Basi – choć miła i sympatyczna – nie jest idealna, a każdemu jej członkowi zdarzają się bardzo ludzkie chwile słabości?
Oto kolejny tom Basinych przygód. Można w nim znaleźć siedem stosunkowo nowych opowiadań: o remoncie, piłce nożnej, wyprawie do lasu i do biblioteki, o zwierzakach (do przeczytania przed świętami!) i nartach. Taka przynajmniej jest ich tytułowa, czyli wierzchnia warstwa. Co znajdziemy głębiej? Najprzyjemniej sprawdzić samemu 🙂
Prywatnie: nasza seria Wielkich ksiąg przygód jest w ciągłym obiegu. Bardzo chętnie pożyczają jej znajomi, ciesząc się z ilości opowiadań – dzięki temu nie muszą każdego wieczoru czytać tych samych historii, nawet gdy mali czytelnicy (częściej chyba małe czytelniczki) dzień w dzień domagają się Basi.
[Zdjęcie główne stanowi fragment ilustracji z książki “Dom, który się przebudził”, Martin Widmark, Emilia Dziubak, wyd. Mamania, Warszawa 2017]Drugą część tekstu znajdziecie tutaj:
Rolnicy z obfitych plonów cieszą się głównie latem. Miłośnicy nowalijek – wiosną. Za to dla czytelników jednym z najbardziej urodzajnych okresów jest jesień. Zgodnie z zapowiedzią prezentujemy dalszą część październikowych premier. Po Wyczekiwanych przyszła pora na nowości – Niespodzianki.Niespodzianki! Październikowych premier ciąg dalszy
Super zestswienie. Tyle fajnych i mądrych książek teraz jest dla dzieci,że aż żal ich nie czytać. Ja już w ostatnich miesiącach nakupowałam tyle książek, że przez całą zimę będziemy mieli co czytać 😉 a tu ciągle wychodzą jakieś cudeńka! Teraz jeszcze czekam na “Opowiem Ci mamo, co robią dinozaury” 😊
Puszczam dalej Wasz tekst.
Też czekam na dinozaury Pani Emilii 🙂 I jeszcze kilka listopadowych nowinek… Dobrze, że wieczory są teraz takie długie! Można nadrobić czytelnicze zaległości.
Bardzo dziękujemy za udostępnianie tekstu! 🙂 Pozdrawiam ciepło!
Pingback: Niespodzianki! Październikowych premier ciąg dalszy – Biblioteka Inspiracji