Babcia Rabuś
Jeżeli przeczytalibyście tylko pierwszą część tej książki, moglibyście oburzyć się na Davida Walliamsa. Co za brak szacunku dla starszych! Przedstawiać ich jako ludzi nudnych, których nikt nie lubi i powszechnie unika się ich towarzystwa. Którzy niezbyt ładnie pachną i jedzą dziwne potrawy.
Jednak jeśli dotrwacie do końca (do czego gorąco zachęcam), przekonacie się – podobnie zresztą jak główny bohater, jedenastoletni Ben – że seniorzy, nawet jeśli okutani w trzy swetry, przywiązani do swoich niezrozumiałych dla nas rytuałów – są interesującymi ludźmi, którzy mogą nam wiele powiedzieć, nauczyć ważnych rzeczy. A przede wszystkim, że nieposkromiony apetyt na życie niekoniecznie kończy się wraz z młodością.
Choć sama na początku trochę zdenerwowałam się na autora i zdziwiłam – doprawdy, tak pisać dla dzieci?! to po dotarciu do końca (oraz – przyznam – uronieniu kilku łez przy happy-sad endzie) doszłam do wniosku, że to piękna opowieść o tym, jak w naszym życiu ważne jest to najstarsze pokolenie. I chociaż nieraz w dzisiejszych czasach chcielibyśmy jego przedstawicieli zamknąć w jakiś rezerwatach lub przynajmniej wyłączyć z przestrzeni publicznej (by nie przypominali nam, że każdego dnia nieubłaganie starzejemy się i też kiedyś będziemy jak oni), to jednak są niezbędni społeczeństwu. Zwłaszcza dzieciom. Bo mają czas, życiową mądrość oraz luz – i – jak babcia Bena – wiedzą, że o wartości człowieka niekoniecznie stanowią jego sukcesy czy kariera. A szczęśliwym jest ten, kto żyje swoją (a nie cudzą) pasją.
To oni mogą wytłumaczyć najmłodszym, że ich rodzice niekiedy popełniają błędy, są zbyt surowi, co nie znaczy, że nie kochają swoich dzieci.
Młodym czytelnikom ta książka uświadomi (a może tylko przypomni), że warto spędzać czas z seniorami, nawet jeśli w danym momencie nie wydaje się to atrakcyjne. Oni naprawdę tak szybko odchodzą, kiedyś może okazać się, że z pozoru zwyczajne chwile z babcią czy dziadkiem były bardzo cenne.
Na koniec tylko dodam, że cała ta jakże ważna treść towarzyszy ciekawej opowieści, pełnej wartkiej akcji i humoru, którą świetnie się czyta. Autor udowadnia, że żartować można nawet z angielskiej królowej pod warunkiem zachowania dobrego smaku. Wcale nie wskazuje to na brak szacunku, a jedynie, że każdy człowiek ma swoje słabości i na pewnym poziomie wszyscy jesteśmy tacy sami.
Mogą Cię również zainteresować:
Warszawskie podwórko. Kamienica pana Friedmana, fabryka strojów karnawałowych braci Alfusów. I mirabelka. A właściwie dwie – matka i córka, która nie rodzi jeszcze owoców. Za to opowiada o tym, co dzieje się wokół niej, a może to robić, bo rozumie ludzką mowę. Z niektórymi nawet rozmawia – pod warunkiem, że są to dzieci. I właśnieWięcej oKorzenie mirabelki[…] Mówią, że starość się Panu Bogu nie udała. Ale czy na pewno? Bez wątpienia: łatwa nie jest. Czasem trudno zliczyć gnębiące ciało choroby. Słabość krępuje ruchy. Pamięć szwankuje. Wciąż trzeba żegnać kolejnych przyjaciół. Po co to wszystko? On sobie w życiu poradzi – mówią o chłopcu, przepychającym się na zjeżdżalni bez kolejki. Nie da sobie w kaszę dmuchać – stwierdzają, obserwując dziecko wygrywające batalię o zabawkę w piaskownicy. Jaka ona zaradna! – chwalą dziewczynkę walczącą o podniesienie stopni na koniec roku. A jaką dumą napawa rodzinę wygrana w zawodach, najlepiej napisany sprawdzian,Więcej oUniwersytet Wszystko Moje[…] Nowości-Nie-Do-Przeoczenia. Tak nazwałabym je w skrócie. I chyba dłuższego wstępu nie trzeba?Korzenie mirabelki
O starości
Uniwersytet Wszystko Moje
Od starożytnego Egiptu do… przedszkola. Wyjątkowe premiery