Lato na RODOS

Autor: Katarzyna Ryrych
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2020
Liczba stron: 176
ISBN: 978-83-10-13539-1

Nagroda główna w 5. Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży.
Turet wymachuje rękami i zaczyna każde zdanie od: “Uh-duh-duh”. Porszak nie lubi się przytulać i układa kamienie od największego do najmniejszego. Został tak nazwany przez Tureta, który kiedyś usłyszał, że jego przyjaciel “ma auto”. Ale to jeszcze nie wszyscy mieszkańcy RODOS, czyli Rodzinnych Ogródków Działkowych (Ogrodzonych Siatką). W Dziczy, czyli najbardziej niedostępnym i zarośniętym zakątku ogródków, chłopcy spędzają lato w towarzystwie Gabaryta, Pandy, Szmirabelli oraz pracującego nad eliksirem szczęścia Wuja Kukułki. To dzięki nim mogą wreszcie poczuć się “normalnie”. Chociaż czy normalność w ogóle istnieje? Może została wymyślona przez ludzi, którzy nie potrafią dostrzec sensu w układaniu kamieni?
(z materiałów wydawnictwa)

Opis

Grand Prix.

Wielka, znacząca nagroda.

A po lekturze co? Niedosyt. Zdziwienie. Niepokój.

Nie mam wątpliwości, że Katarzyna Ryrych ma lekkie pióro. Wiem, że porusza trudne tematy. Zwraca uwagę na często przemilczane kwestie. Odwraca perspektywę. A jednak… system wartości, który prezentuje, nie do końca jest tym, który chciałabym polecać młodym czytelnikom.

Zgadzam się z głównym przesłaniem książki: ludzie, których społeczeństwo uważa za innych, których nie rozumie, wcale nie są gorsi. To, że nie mieszczą się w równiutko przyciętych ramach, że zachowują się nietypowe, nie umniejsza ich godności, prawa do bycia sobą i prawa do szczęścia. W Lecie na RODOS szczęście wiąże się zaś z pozostawieniem w spokoju, pozwoleniem na życie na peryferiach społeczeństwa, w miejscu rządzącym się własnymi zasadami.

Tyle, że w książce Katarzyny Ryrych cała reszta ludzi (wszyscy poza głównymi bohaterami) wydaje się gorsza. Niczego nie rozumieją. Pielęgnują swoje ogródki zamiast odpoczywać. Kupują i śmiecą, zamiast zbierać odpadki. Martwią się o syna, dopytują o samopoczucie, zamiast zaakceptować jego autystyczne zachowanie i dać mu spokój.

Rozumiem, że ten krytyczny stosunek narratora, dwunastoletniego Porszaka, to reakcja na ciągłe sygnały, jakie dotychczas odbierał – jesteś gorszy, jesteś dziwny, jesteś inny. Wstydzimy się ciebie. Tylko że – moim zdaniem – w jego opowieści definicja tego, co jest akceptowane, a co krytykowane po prostu zostaje odwrócona o 180 stopni. Niechęć pozostaje.

Jaki jest ten idylliczny świat na RODOS (Rodzinnych Ogródkach Działkowych Otoczonych Siatką)? Pełen akceptacji, zrozumienia dla przyzwyczajeń wynikających z ran, których nie wolno dotykać. Mieszkańcy i bywalcy RODOS troszczą się o siebie, pomagają sobie, równocześnie nie przekraczając niewidzialnych granic. Pewnie od „normalnych” ludzi różni ich większy luz – tu nikt nie spieszy się do pracy, nie martwi wychowaniem dzieci czy zdrowiem współmałżonka, nie załatwia tysiąca spraw, nie czuje się zobowiązany do płacenia podatków. Panuje swoboda, wolność. Każdy ma własną przestrzeń, którą przekracza tylko, kiedy ma na to ochotę.

Ale jak wyglądałby świat, gdyby każdy z nas zaczął tak żyć???

Jeszcze raz powtórzę: zgadzam się, że każdego, nawet tego, którego zapach, wygląd czy zachowanie mogą szokować, trzeba traktować z szacunkiem. Że trzeba po prostu dostrzec w nim człowieka – bez uogólnień, stereotypów, uprzedzeń. Że – jeśli nie krzywdzi innych – warto zaakceptować jego sposób bycia. A jednak trudno uznać mi taką swobodę, skupienie wyłącznie na własnych potrzebach, za godne polecania młodzieży.

Podobnie – z racji mojego własnego światopoglądu – trudno mi zaakceptować wiarę w reinkarnację (koncepcja nieba i piekła została w książce skrytykowana, większe możliwości daje wcielenie w psa czy kota) oraz sposoby „modlitwy” Porszaka. Blisko mu do buddyzmu, dlatego gdy pragnie, by spełniło się jego marzenie, skupia się na „chceniu” (mrucząc przy tym ommmmm). To marzenie się spełnia, bo… jego ojciec ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. Gdy zabiera go karetka, chłopiec bardziej się cieszy niż martwi stanem taty. To jednak aż tak bardzo nie dziwi – duża część opowieści oscyluje wokół żalu i niechęci narratora wobec rodziców.

Lecie na RODOS bardzo pozytywnie przedstawieni zostali inni bohaterowie – Wuj Kukułka (zajmujący się przygotowaniem eliksiru szczęścia – czyli pędzący bimber) oraz Panda (prawdopodobnie diler narkotyków). I to właśnie mnie zaskakuje: bo przecież książka została nagrodzona główną nagrodą w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren – Astrid, która walczyła z alkoholizmem, wiedząc, ile szkód on wyrządza. Czy poparłaby przedstawianie dilera jako miłego człowieka, budzącego swą ekonomiczną zaradnością podziw małolatów?

Powyższe refleksje dowodzą, że książka nie pozostawia obojętnym. Ma wiele mocnych stron, jednak nie jest lekturą, którą poleciłabym nastolatkowi do samodzielnego zgłębiania. Stanowi raczej podłoże dyskusji, wymaga krytycznej i bardzo świadomej analizy.

Karolina Mucha

Opinie

Na razie nie ma opinii o produkcie.

Napisz pierwszą opinię o „Lato na RODOS”

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.