Pora do Krakowa. Wycieczka w czasie i przestrzeni
Ma w sobie to „coś”. Coś, co przyciąga i oczarowuje, sprawiając, że uwaga czytelników całkowicie skoncentrowana jest na tekście. Kolejne opowieści działają jak wehikuł czasu – od pierwszego zdania przenoszą do dawnego Krakowa. Czytając, zapominamy o naszej wielkiej współczesności (i bardzo aktualnych bolączkach), zasłuchani w hejnał, zafascynowani spotkaniami z Janem Długoszem czy Witem Stwoszem, zaniepokojeni zawiścią młodszego brata – budowniczego, odczuwając moc więzi pokoleń w rodzinie Stasia…
Książka Bajki mariackie, laureatka tegorocznej edycji Nagrody Żółtej Ciżemki, to zbiór legend – w znacznej części powszechnie już znanych. Jak to się jednak dzieje, że opowiadając w większości nie nowe już historie, wzbudza tak duże zainteresowanie?
Rozkładanie dobrych lektur na czynniki pierwsze nie należy do najłatwiejszych zadań. Jako czytelniczka wolę po prostu dać się pochłonąć opowieści. Ale podejmując próbę napisania recenzji, muszę spróbować podejrzeć warsztat, tak sprawnie ukryty przez autora.
Myślę, że ogromną siłą Bajek mariackich jest język. Wśród dziesiątków publikacji, w których dominują zdania krótkie, proste, często przypominające mowę potoczną, staranna polszczyzna przykuwa uwagę. I chyba odpowiada na naturalną potrzebę językowego piękna, którą niektórzy czytelnicy przejawiają niemal od kołyski. To właśnie bogactwo i plastyczność języka sprawiają, że w historiach Ewy K. Czaczkowskiej tak łatwo się zasłuchać.
Oczywiście nie bez znaczenia pozostaje sam gatunek opowieści. Baśnie i legendy mają w sobie ogromną siłę. I chyba nie trzeba jej dowodzić, skoro tak wiele z nich żyje mimo upływu kolejnych setek lat? Zmieniają się stroje, zwyczaje, zawody. Zmienia architektura i codzienność. A w nas chyba wciąż tkwi ta sama tęsknota za dawnymi czasami, skrywającymi źródła tego, co do dziś niewyjaśnione i tajemnicze. I tego, co odeszło bezpowrotnie.
Sposób wydania Bajek stworzył spore pole manewru dla ilustratorki. Obrazy zajmują całe strony, a każdy z nich swą prostotą i kolorystyką pobudza dziecięcą wyobraźnię. Katarzynie Fus także udało się uchwycić tajemniczość minionych czasów.
Dowodem niech będzie fascynacja czterolatka – młodego, ale już dość wytrawnego konesera literatury – uznającego ostatnio Bajki za swą ulubioną książkę. Zastawszy mnie właśnie na ich recenzowaniu, oburzył się, że czytam bez niego.
Pora więc na lekturę!
A jeśli ktoś ma ochotę poznać jedną z opowieści, zachęcam do posłuchania:
Może zainteresują Cię również:
Niedokończona…
Dlaczego Pepe nie dokończyła swojej historii? Czemu Lala nigdy nie poznała jej finału?
A gdyby przed twoim domem nagle pojawił się słoń?
Erika mieszka sama, bo jej wuj Jeff, ornitolog wyjechał zapolować z lunetą na dziwogona czubatego i słuch o nim zaginął. Pieniądze, które zostawił właśnie się kończą i na pewno nie wystarczą na wykarmienie słonia, który w dniu jej 10-tych urodzin zjawia się przed domem. Nawet jeśli ma on ze sobą informację, że Erika posiada doWięcej oA gdyby przed twoim domem nagle pojawił się słoń?[…]
O wielkiej mocy muzyki
Ubogaca naszą codzienność. Dostarcza moc wzruszeń i doznań. Utrwala wspomnienia pięknych chwil. Czy może także zmieniać nasze życie? Jak najbardziej – udowadnia to Anna Czerwińska-Rydel w swojej opowieści o sympatycznej, ale odrobinę nieszczęśliwej Matyldzie.