Uniwersytet Wszystko Moje
On sobie w życiu poradzi – mówią o chłopcu, przepychającym się na zjeżdżalni bez kolejki.
Nie da sobie w kaszę dmuchać – stwierdzają, obserwując dziecko wygrywające batalię o zabawkę w piaskownicy.
Jaka ona zaradna! – chwalą dziewczynkę walczącą o podniesienie stopni na koniec roku.
A jaką dumą napawa rodzinę wygrana w zawodach, najlepiej napisany sprawdzian, najwyższa średnia ocen!
Jak w przyrodzie: podziw budzi najsilniejszy, najszybszy, najwaleczniejszy.
Ale czy na pewno o to chodzi w życiu człowieka? Czy priorytetem jest zwycięstwo?
Może jednak czubek własnego nosa (nawet mocno zadartego) to nie jedyny punkt odniesienia?
***
Pewnego dnia bogaci państwo Smirthowie, którzy – jako wcielenia egoizmu, wygody i snobizmu – nigdy nie pragnęli mieć dzieci, postanowili postarać się o dziedzica. Cel swój zrealizowali. By jednak nie kłopotać się zbytnio, znaleźli potomkowi mamkę i powierzyli jej wychowanie Felusia na kilka dobrych lat. Gdy chłopiec dorósł, przyszła pora na przekazanie mu życiowych mądrości i rad – np. jak pomnażać majątek i nie dać się wykiwać. Tylko… Feluś okazał się na nie wyjątkowo oporny. Mimo młodego wieku w krótkim czasie poczynił znaczne spustoszenia w rodzinnym majątku – swą uczciwością, naiwnością, dobrocią, chęcią niesienia pomocy. Rodzice postanowili więc skorzystać z pomocy specjalistów: zawieźli synka do szkoły z internatem. Szkoły o wiele mówiącej nazwie: Uniwersytet Wszystko Moje. Sprawdzone od dziesięcioleci metody, skostniałe grono pedagogiczne, wpojone starszym uczniom zasady egoizmu i bezwzględnej rywalizacji musiały przynieść owoce.
I przyniosły. Iście spektakularne efekty! Choć – trzeba przyznać – zupełnie, ale to zupełnie niespodziewane.
***
Uniwersytet Wszystko Moje to książka zaskakująca i frapująca. Napisana odważnie i z pazurem. Rozbudowana i wciągająca powieść – może zaciekawić nawet starszych czytelników. Równocześnie jednak trzyma się baśniowych prawideł i sięga po bajkowo-groteskowe przejaskrawienia graniczące z absurdem. Krótko mówiąc: zapada w pamięć.
Także – czy raczej przede wszystkim – dlatego, że pokazuje coś, w co wielu nie wierzy: jednostka może zmienić system. Niewinność w zetknięciu z zawiścią i egoizmem nie musi ulec skalaniu czy zepsuciu. Wręcz przeciwnie: bywa, że dobro niczym nieustępliwe krople drąży skałę zła, zmieniając jej kształt. Bo przecież w każdym (albo prawie każdym) mieszkają okruchy dobra, serdeczności i solidarności, czekające na uwolnienie. A więc – zgodnie z opisem książki – nigdy nie lekceważcie spustoszeń, jakie może poczynić w złym świecie czyjeś szczerozłote serce.
Mogą Cię również zainteresować:
Wypoczynek. Rozrywka. Efektowne zdjęcia. Czy nie tego przede wszystkim oczekujemy po wakacyjnych wyjazdach? Myślałam, że to będzie genderowa książka o tym, jak nie powinniśmy robić różnic między płciami. Tymczasem lektura okazała się – jak tytułowa walizka – czymś więcej. Opowieść jest dość krótka. Babcia daje wnukowi tuż po urodzeniu różową walizkę na prezent. To powoduje spore zdziwienie pośród zgromadzonych na przyjęciu gości, a synowa wyraża swą dezaprobatę. BoWięcej oA czy ty masz swoją różową walizkę?[…] Nauczyciele. Rodzice. Dzieci, dla których nauka to pikuś. Ale przede wszystkim uczniowie „problematyczni”, „z trudnościami”. To oni powinni poznać tę książkę. Nawet, jeśli nie są w stanie przeczytać jej samodzielnie. Oczywiście sugerowanie tak szerokiego grona odbiorców oraz narzucanie im pewnej powinności jest ryzykowne. Przyjmuję odpowiedzialność. Czas postrzega się sercem. Bo jak macie oczy, żeby widzieć światło i uszy, żeby słyszeć dźwięki, tak macie również serce, żeby postrzegać nim czas. (Mistrz Hora) Szare ulice, pełne zabieganych ludzi. Wielkie betonowe bloki z setkami jednakowych mieszkań. Bary szybkiej obsługi, do których wpada się tylko na chwilę, by przełknąć coś niemal na stojąco. Żłobki iWięcej oCzas to… kwiat[…]Czy Etiopczycy piją kawę?
A czy ty masz swoją różową walizkę?
Co robi ryba na drzewie?
Czas to… kwiat