O Wandzie i Elizie. Recenzja subiektywna
Zrobiła to. Znowu! Stworzyła książkę, w której serce i rozum nie walczą ze sobą o prymat, lecz tworzą wspólny – frapujący i fascynujący – splot. Po raz kolejny zasłużyła też na gratulacje. A jeszcze bardziej – podziękowania.
Nie będę ukrywać, że stosunek moich domowników do Autorki nie jest obiektywny. A już na pewno nieobojętny. Zarówno ona sama, jak i jej twórczość budzą w nas skojarzenia z ciepłem, kolorami, radością! Oczywistym jest więc, że także najnowsza książka została powitana z entuzjazmem – zarówno czytającej, jak i słuchających. Ale tym razem Eliza Piotrowska wyjątkowo nas zaskoczyła. I zauroczyła.
Dokta. Opowieść o Wandzie Błeńskiej to książka wyśmienita. Napisana z pomysłem i rozmysłem. Wczuciem i wyczuciem. Opowiada o niezwykłej, a przecież nie tak powszechnie znanej postaci, jaką była Poznanianka, która w wieku czterdziestu lat wyjechała do Ugandy, by leczyć trędowatych i dawać świadectwo wiary. Trzeba jednak podkreślić, że Dokta nie stanowi próby zaprezentowania dzieciom chronologicznie uporządkowanej biografii Wielkiej Postaci. Dzięki przyjętej formie – zapisków w dziennikach Mukisy oraz tych pochodzących z dzieciństwa jego mamy – obraz pani Wandy ukazuje się stopniowo. Dziecięca świeżość i szczerość narracji pozostawiają zaś przestrzeń na czytanie sercem i między wierszami – zwłaszcza tam, gdzie poruszane są wątki trudne, często bolesne. Trzeba dużo taktu i wrażliwości, by o ciężkich chorobach, śmierci czy wojnie pisać – nie umniejszając ich znaczeniu – z delikatnością i (równocześnie!) niezłomnym przekonaniem o dobru, tkwiącym w ludziach.
Dlaczego tak bardzo cenię tę książkę? Nie tylko dlatego, że jest „ciekawie napisana”, „dobrze skomponowana”, „dopracowana pod względem literackim i graficznym”. Przede wszystkim – jest ziarnem, które kiełkuje. Pobudza do refleksji i marzeń.
Poniżej konkrety.
Najmłodszego słuchacza (zaprawionego w długich opowieściach) tak fascynowała, że do każdej ilustracji miał przynajmniej piętnaście pytań (od dziewiątego miałam zwykle ochotę zadzwonić do Autorki z prośbą o wyjaśnienia). Jego starsza siostra dała się porwać lekturze i uwielbiała (podobnie jak ja) magię wieczorów spędzanych na czytaniu Dokty. Najstarsza – po prostu słuchała. A nie jest to oczywiste, ponieważ zwykle spędza wieczory na własnych lekturach (czyta znacznie szybciej niż my). Później były rozmowy, przemyślenia, dalsze poszukiwania (w tym oglądane nocami filmy o pani Wandzie). Krótko mówiąc, tym razem bardziej niż kiedykolwiek, chcieliśmy wydłużać i wydłużać wieczory. Bo spędzaliśmy je w towarzystwie dwóch niezwykłych kobiet – zmieniającej świat, godnej podziwu, inspirującej Wandy Błeńskiej oraz – pomysłowej, mądrej, wrażliwej, wychwytującej dobro i pracującej sercem Autorki.
Żałujemy, że tej pierwszej nie uda się nam już spotkać.
Za drugą – tęsknimy.
Mogą Cię również zainteresować:
Odważni, nieustraszeni, wytrwali. A może przede wszystkim szaleni? Dzień był ponury: szare chmury przykryły niebo, nie wpuszczając ani jednego promyka. Kto by się spodziewał, że… że finał będzie błękitno – słoneczny? Miłe to doświadczenie zastać swą niespełna siedmioletnią córkę czytającą młodszemu kuzynowi ballady Mickiewicza. Choć uczciwie przyznaję – podsuwanie jej poezji z wyższej półki to nie moja inicjatywa. Po raz kolejny inspirację zawdzięczamy Emilii Kiereś. Niekryjąca swej sympatii do narodowego wieszcza autorka sięgnęła po jeden z jego najsłynniejszych utworów – ten, który kolejne pokolenia omawiają naWięcej oŁowiąc dobro[…] Katarzyna Ryrych lubi czynić swoimi bohaterami dzieci czy też młodych ludzi, którzy mają w życiu pod górkę. Tak jest z braćmi w O Stephenie Hawkingu, Czarnej Dziurze i Myszach Podpodłogowych – Stefan, unieruchomiony przez chorobę nie rusza się z łóżka, a wrażliwy Piotrek nie ma w związku z tym tak bezproblemowego dzieciństwa, jak jego koledzy.Więcej oNadejdą jasne dni[…]Pokonując horyzonty wyobraźni
Pięknego lotu!
Łowiąc dobro
Nadejdą jasne dni