Budi – marzyciel z ulicy

Budi – marzyciel z ulicy


“Inne dzieci mają dużo gorzej!”

Lubimy używać tej frazy, gdy chcemy przekonać potomka, by nie grymasił przy jedzeniu czy nie rozpaczał z powodu odmowy kupna nowej zabawki. Czy jednak to zdanie coś dla niego może znaczyć? Jak ma to rozumieć, gdy widzi głównie swoich kolegów, którym powodzi się całkiem nieźle?

Co innego, gdy podsuniemy mu książkę, której bohater codziennie pracuje w fabryce butów, gdzie za każde, nawet małe przewinienie może zostać uderzony kijem przez kierownika. Do szkoły nie chodzi, bo musi zarabiać, mimo to na kolację w domu najczęściej jest sam ryż. Chyba, że jest piątek i wtedy nie ma nic.

Budi mieszka w Dżakarcie, w biednej dzielnicy, lecz i tak ma dużo lepiej od ludzi żyjących w slumsach. Oboje z ojcem mają pracę, w przeciwieństwie do pemulung (jak nazywane są osoby utrzymujące się z tego, co wygrzebią w śmieciach).
Jedyną rozrywką jest gra w piłkę na podwórku, a raz na jakiś czas – oglądanie meczu u przyjaciela Rochy’ego na starym telewizorze. (Ten sprzęt oczywiście nie występuje powszechnie w domach.)

Jednak nie tylko brak pieniędzy stanowi dla niego problem. Przez przypadek wplątuje się w sytuację bez wyjścia – jest zmuszony do dokonania kradzieży w fabryce. W świecie, w którym rządzi korupcja i bezprawie nie ma prostych rozwiązań, a cokolwiek zdecyduje – może skończyć się dla niego pobytem w więzieniu.

Opowieść ściska za serce i powoduje odruch buntu – jak to, przecież to kilkunastolatki, należy im się beztroskie dzieciństwo! Perspektywy życiowe, nadzieja na lepszą przyszłość, zależną tylko od ich starań! Nie oni powinni podejmować decyzje, które swym ciężarem przygniotłyby niejednego dorosłego.

Na szczęście okazuje się, że nawet w tak okrutnym świecie jest miejsce na przyjaźń, poświęcenie i rodzinne więzy. Na marzenia, które są jedynym jasnym punktem w szarej rzeczywistości.
Książka jest prawie dokumentalnym zapisem codziennych wydarzeń z życia chłopca. W tym czarno-białym filmie opowieści jego babci są jak kolorowe kadry pokazujące, jak dużo zależy od nas samych – jeśli tylko uwierzymy w swoje możliwości i znajdziemy odwagę na opuszczenie tego, co znane.
Budi opowiada o swoich emocjach w prosty sposób, ale to właśnie „chwyta za serce” i sprawia, że jego los staje się dla czytelnika bardzo bliski i ważny.

To jedna z tych lektur, przy której zastanawiam się, czy nie jest zbyt okrutna dla mojego dziecka. Z drugiej strony chcę mu pokazać, że w wielu miejscach na świecie panuje bieda, niesprawiedliwość. Te buty, które my wybieramy w sklepie (może krytykując kolor, czy niezbyt modny fason) mogą mieć na sobie nie tylko pot tych, którzy je uszyli, ale i ich krew. Ludzie mieszkający w gorszych rejonach zawsze będą chcieli sięgnąć po coś lepszego – i zawsze znajdzie się ktoś, kto za pieniądze będzie chciał im „pomóc” – nawet narażając na śmierć.
Może więc warto uświadamiać to już dwunastolatkom (w tym wieku jest bohater książki)? Pokazywać, że nawet jeśli nic realnie nie jesteśmy w stanie zrobić, to możemy chociaż mieć świadomość?

Książkę patronatem objęli m.in.: Amnesty International Polska i Rzecznik Praw Dziecka.

 

Mogą Cię również zainteresować:

Rwący nurt dorastania

Małe źródełko. Czyste. Niewinne. Nieskalane. Gdy kończy swój bieg, staje się częścią morza. Ogromnego. Głębokiego. Trudnego do objęcia wzrokiem. A po drodze?

0 komentarzy

Opowieści dla małych i dużych marzycielek

Jeśli czegoś bardzo chcesz – to się uda. Tak jednym słowem można by podsumować tę książkę (która, nawiasem mówiąc, także powstała w zgodzie z tą ideą. Autorki odczuwały wielką potrzebę, by ją wydać, więc za pomocą zbiórki internetowej zgromadziły konieczną sumę).

Jeden komentarz

Nadejdą jasne dni

Katarzyna Ryrych lubi czynić swoimi bohaterami dzieci czy też młodych ludzi, którzy mają w życiu pod górkę. Tak jest z braćmi w O Stephenie Hawkingu, Czarnej Dziurze i Myszach Podpodłogowych – Stefan, unieruchomiony przez chorobę nie rusza się z łóżka, a wrażliwy Piotrek nie ma w związku z tym tak bezproblemowego dzieciństwa, jak jego koledzy.Więcej oNadejdą jasne dni[…]

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.