Wyróżniona praca: Dziennik Alana

Wyróżniona praca: Dziennik Alana


Chcielibyście poznać Cwaniaczka? Tak, tego, którego dziennik (liczący już dziesięć tomów) bywa sprzedawany niczym świeże bułeczki. Alanowi się to udało. Nawet więcej: wyjechał wraz z Gregiem do Karpacza. Co tam porabiali? Jakie wpadki zaliczyli? Poczytajcie w Dzienniku Alana.

Pisownia i interpunkcja oryginalne.

Dziennik Alana
22.07.2017 SOBOTA
Cześć, jestem Alan. Wakacje to niesamowita sprawa. Czekałem na nie cały rok szkolny, dumnie brnąc przez każdy dzień chodzenia do szkoły i wypełniając w mniejszym lub większym stopniu obowiązki nuuuudnej szkoły. No dobra były lekcje ciekawe ale to nie to samo!
I nagle są upragnione wakacje!!! Zaplanowałem sobie dokładnie mój upragniony wypoczynek. Pójdę na piłkę z Frankiem, na spacer z Anią, O! No i oczywiście z Maksem na deskę bo mamy taki nowy skate park!!!
Jeszcze nie skończyłem pisać listy zadań i planować do końca moich najcudowniejszych wakacji, jak weszła mama i powiedziała:
– Mam urlop!!! Wyjeżdżamy w góry!!
Coś niesamowitego. Ma urlop i wyjeżdżamy w góry? A moje plany?
Nowy skate park? Zdenerwowałem się niesamowicie ale cóż miałem powiedzieć? Poszedłem do pokoju złapałem za moją ulubioną książkę „ Dziennik Cwaniaczka”. Widzisz Greg? U mnie to samo. Moje plany legły w gruzach bo jedziemy na wakacje. Zobacz chłopie zupełnie jak u ciebie. Jacy my jesteśmy podobni. Eh…. Gdybyś ty chociaż był na serio i mógł pojechać ze mną na pewno było by inaczej….
Nagle….Świst! Prast! Bum!!…Książka spadła na ziemię.
No nie….westchnąłem, po czym schyliłem się po książkę. Patrze, patrze i nie wierzę!
Spod książki wyłonił się Greg.
– A kto ty jesteś? Zapytałem na wszelki wypadek, myśląc, że to przecież nie możliwe. Nie wierzę i nikt mi nie uwierzy.
– Jestem Greg Heffley. Ale dla ziomków „ CWANIACZEK”. Zaprosiłeś mnie na wakacje to jestem. Wolę jechać z Tobą niż w odwiedziny do cioci w Domu Starców. A ty to kto?
– Ja?…Ja?…. Ja jestem Alan.- Zdziwiłem się ogromnie.Pobiegłem do mamy, do kuchni, złapałem ją za rękę i ciągnę do pokoju. Wiedziałem! Nigdzie nie pojedziemy! Jak jej pokaże Grega, to pomyśli że zwariowałem, że jestem chory i nie pojedziemy nigdzie!!! Hurrrrra!!!
Ale kiedy mama weszła do pokoju wcale nie była zdziwiona. Poznała Grega po wyglądzie, bowiem razem czytaliśmy „ Dziennik Cwaniaczka”, nawet zgodziła się żeby Greg pojechał z nami. No cóż to i tak lepiej jak bym miał jechać sam i się nudzić.
Pobiegliśmy się pakować. Greg nie miał żadnych swoich rzeczy, więc pożyczyłem mu swoje ubrania. Gotowi, spakowani czekaliśmy na mamę. Po chwili razem ruszyliśmy na dworzec pociągowy by pojechać na wakacje w góry.
Na dworcu było nudno. Jak to na dworcu. Przyjechał pociąg wsiedliśmy, znaleźliśmy swoje miejsca, usiedliśmy. Na dodatek okazało się że w pociągu w przedziale jesteśmy tylko my. Nie było szans na wygłupy i żarty więc z nudów z Gregiem posneliśmy. Mama obudziła nas dopiero w Karpaczu.
Wysiedliśmy z pociągu i oczom nie mogłem uwierzyć. Jak to możliwe żeby dojechać pociągiem do samego Karpacza? Nie wiem.
Okazało się że, mieszkamy na końcu ulicy znajdującej się przed nami, a ponieważ to blisko oczywiście według mamy, to pójdziemy na nogach.
Spojrzeliśy z Gregiem na siebie, potem na nasze walizy, potem znów na siebie….
– No nieee!!!!- krzykneliśmy razem
– No Tak !!!- krzyknęła mama. I już wiedzieliśmy że jest po dyskusji.
Ruszyliśmy drogą przed siebie. Szliśmy i szliśmy i wydawało się nawet przyjemnie. Gdy nagle prosta droga znajdująca się przed nami zmieniła kształt. Mama tłumaczyła nam co będziemy robić i nawet nie zauważyła, ale ja z Cwaniaczkiem widzieliśmy. Ta prosta ulica nagle pofalowała się jak wstążka układając się w długą, wąską i krętą drogę, na szczycie, której był nasz dom mieszkalny. Tak na szczycie! Bowiem droga prowadziła na szczyt góry, która przed chwilą była małą górką.
Oh… już wiem mówi Cwaniaczek. Za każdym razem jak robimy krzywą minę, jakieś czary robią nam na złość. Musimy przestać narzekać jak stare pierniki! – powiedział Cwaniaczek.
Mhhhh.spróbujmy- przyznałem.
Faktycznie. Weszliśmy na góre już bez żadnych niespodzianek. Ujrzeliśmy cudowny piękny hotel z basenem i białymi leżakami. Hotel wspaniały miał chyba z milion pokoi. Przed hotelem stało mnóstwo motocykli. Rzuciliśmy walizki i ruszyliśmy w bieg aby je zobaczyć. Był motocykl niczym z holywood,czarny harrley, różowy harley a nawet czarny, gadżeciarski pojazd Batmana. Właściciel tego pojazdu pozwolił mi na nim usiąść i zrobić kilka zdjęć a widząć moją i Cwaniaczka radość zaproponował przejażdzkę wokół hotelu. Nie zastanawialiśmy się ani chwili. Wsiedliśmy i razem z właścicielem przejechaliśmy się wokół. Mama się zgodziła ponieważ obiekt jest monitorowany, zamknięty a właściciel batmanomobilu to właściciel hotelu. Coś niesamowitego!!! W czasie jazdy okazało się, że motocykl ten był faktycznie pojazdem Batmana. Stworzono go na potrzeby filmu. Zakup tego pojazdu kosztował właściciela grubą kasę, ale nie chciał nam zdradzić ile. Motocykl miał ukryte gadżety, faktysznie rozkładał skrzydła i wznosił się w górę niczym paralotnia, byliśmy pod wrażeniem. Ponadto zmieniał przednie światła w zależności od nastroju jadących osób. Byliśmy tak zachwyceni i radośni że podczas naszej przejażdżki pokazywał kolory tęczy. Wylądowaliśmy przed wejściem do hotelu. No cóż właściwie nasza przejażdzka była taka troche lotno – drogowa, ale wrażenia niesamowite.
Do końca pobytu w górach postanowiliśmy nie zrzędzić i przeprosiliśmy mamę za niechęć, złośliwość i nastawienie na wyjazd, który w zasadzie ją bardzo dużo kosztował. Nie przeszkadzał nam nawet fakt, że jak się okazało nie mieszkamy w tym hotelu tylko kwaterze naprzeciwko niego.
Dotarliśmy wkońcu do upragnionego ośrodka aby zostawić walizki. Nie był piękny ale zapewniał spanie, prysznic i jedzenie.
Pozostawiliśmy walizki i ruszyliśmy na rozeznanie okolicy. Faktycznie było pięknie. Otaczały nas góry i doliny oraz sklepy z pamiątkami.
Mama powiedziała, że po śniadaniu ruszymy na szlak. Wróciliśmy więc do ośrodka i poszliśmy do stołówki. Byliśmy tak głodni, że nie wiedzieliśmy co zjeść. Cwaniaczek wziął parówki ja jajacznicę, więcej nie zmieściliśmy więc postanowiliśmy napchać do kieszeni na później, ale tak żeby nikt nie widział. Mama wypiła kawę zjadła kanapkę.
– No dzieciaki. Ruszamy na szlak- powiedziała. Wstaliśmy, zasunęliśmy krzesła i już mieliśmy wyjść…NIESTETY… zatrzymano nas w drzwiach… Proszę państwa nie wynosimy jedzenia….jest to niezgodne z regulaminem przedstawionym na każdym stoliku o nasyceniu się i nie wynoszeniu potraw. Mama spaliła się ze wstydu kiedy zauważyła, że chodzi o mnie i o Cwaniaczka.
– ALAN! GREG!- coście znów narobili? Oszaleliście..napchaliście do kieszeni ogórki, parówki i jajecznice?- nie wierzyła.
No faktycznie napchanie jajecznicy prosto do kieszeni nie było najlepszym pomysłem. Ale co mieliśmy zrobić? Nie dali nigdzie woreczków a bułek tak bardzo nie lubimy…
Przeprosiliśmy mamę i poszliśmy czym prędzej do pokoju. Tam mama zrobiła nam godzinny wykład dlaczego, nie wolno się tak zachowywać, wynosić jedzenia i że przecież mamy pieniądze na jedzenie i atrakcje a obiad i kolacja i tak jest też w ośrodku. Ale my to wszystko wiedzieliśmy. Nie mogłem jej jednak tego powiedzieć ani też tego że chcieliśmy zrobić coś zabawnego, śmiesznego i żartobliwego bo bałem się, że może tego nie znieść.
W końcu wyruszyliśmy na szlak. Okazało się że idziemy na Śnieżkę. Cieszyłem się, byłem już kiedyś i wiedziałem że można tam wjechać wyciągiem.
Niestety, nie tym razem Alanie. Sądzę , że chcieliście przeżyć przygodę i skoro takie z was „cwaniaczki” idziemy szlakiem na pieszo. Bez wjazdu wyciągami.
Tak też się stało. Szliśmy i szliśmy z placakami pełnymi wody, jedzenia, apteczki, i tego cośmy zebrali po drodze. W połowie drogi zorientowaliśmy się, że nie warto było zbierać kamyczki górskie po drodze ale najważniejsze, że zauważyliśmy że nikt nie idzie naszym szlakiem. Jak to możliwie?
– Ehmmm… no….. boooo….zgubiliśmy się ale tylko przez chwilę i już wiem jak mamy iść – powiedziała mama.
Nie wierzyliśmy. Zaczęliśmy się tak głośno śmiać i nabijać z mamy że nie mogliśmy się podnieść ze śmiechu. Kiedy śmiech dał nam już spokój . Ja Alan postanowiłem prowadzić, skoro mama i tak się zgubiła, będę lepszym przywódcom i wiem jak przetrwać w koncu byłem już na kilku wyjazdach z drużyną harcerzy. No dobra może nie byli to harcerze tylko ministranci ale wyjazd to wyjazd.
Musimy iść na skróty. Ta mapa pokazuje że nie jesteśmy na żadnym szlaku tylko na drodze przeciwpożarowej i musimy iść przez ten las aby dojść do szlaku czerwonego i wejść w konću na Śnieżkę. Tak też zrobiliśmy. Wbiliśmy się w gąszcz lasu. Były tam zarośla wyższe od nas, błoto, paprocie no i….
– Misiek!!!!! Wrzasnąłem!
Misiek? Zdziwili się Cwaniaczek i mama. Kiedy podeszli bliżej stanęli jak wryci. MISIEK? Alan żarty sobie robisz!!! To jest ogromny niedźwiedź brunatny!!! Ale co on tu robi?
Śpi!!!Nie mogłem wydusić więcej słów. Już widziałem jak on wstaje i nas zje!!!
Cicho Alan!!- rzekła mama. Już wiem idziemy stąd na paluszkach, może się nie obudzi.
Niestety tyle szczęścia to my nie mieliśmy! Obudził się. Wstał ze swojego wielmożnego legowiska i podszedł do nas. Staliśmy jak sparaliżowani, już wiedzieliśmy, że po nas.Nawet w takiej sytuacji mama musiała dodać to jest gawra.
Ale nie….zaczął nas wąchać i grzebać w naszych plecakach. Wyjął nasze kanapki, kabanoski i czekolady, oblizał moją twarz i poszedł. Jakiś oswojony ten Misiek.
Udało się przeżyć. Postanowiliśmy iść dalej. Nagle zaczął padać deszcz. Zerwała się ulewa, jednak po tej przygodzie z niedźwiedziem brunatnym nam to nie przeszkadzało. Szliśmy przez las w deszczu, rzucaliśmy się błotem i ganialiśmy. W koncu dotarliśmy na czerwony szlak. Byłem taki dumny że się spisałem i dobrze nas poprowadziłem. Wkrótce wyszliśmy prawie na szczycie. Brakowało nam dosłownie troszeczkę. Zatrzymaliśmy się by podziwiać widoki. Ogromne góry, doliny, skały. Las dawno został za nami, podobnie jak deszcz. Zrobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy na szczyt. Na Śnieżce zobaczyliśmy obserwatorium meteorologiczne oraz restauracje, w której można było coś zjeść i dostać medal za wejście na sam szczyt. Zobaczyliśmy, że wyjątkowo jest coś jeszcze.Okazało się, że jest jakiś uroczysty dzień i zorganizowano na szczycie gry i zabawy oraz konkursy sportowe. Jedyne w swoim rodzaju. Wzięliśmy udział w konkursie najbrudniejszego podkoszulka. Cwaniaczek wygrał. Był tak ubłocony i brudny że nie miał sobie równych. Ja wygrałem puchar zdobywając pierwsze miejsce w konkursie najgorszego trampka. Przez to, że zgubilimy się na szlaku szliśmy w deszczu przez las pełen roślin większych od nas, rzucanie się błotem i spotkenie niedźwiedzia brunatnego. Miałem najgorsze, njbrudniejsze, najbardziej zniszczone, rozwalone i obrzydliwie pachnące trampki. Do których nikt nie odważył się podejść na bliżej niż metr. Zarówno publiczność jak i komisja jednogłośnie przyznali mi pierwszą nagrodę. Obiad dla całej rodziny medal i puchar njbrudniejszego tramka na Śnieżce.
Po konkursach, obiedzie oraz krótkim odpoczynku, nadszedł czas na powrót do ośrodka. Tym razem mama powiedziała, że zasłużyliśmy na odrobinę wygody i zjechaliśmy wyciągami na dół. Było bardzo przyjemnie. Kiedy dotarliśmy do naszych kwater przebraliśmy się, wzięliśmy prysznic i od razu zasnęliśmy nie schodząc nawet na kolację i tym razem to mama pękała ze śmiechu widząc nas w takim stanie.
Nazajutrz nadszedł czas na powrót do domu. Tym razem żal było mi wracać bo doskonale się bawiłem z mamą i Gregiem nazywanym przez ziomków Cwaniaczkiem i wiedziałem, że po powrocie do domu Cwaniaczek wróci do swoich literackich przygód. Ale kto wie może i on w swoim dzienniku opisze nasze wakacyjne przygody?

Autorzy: Ewelina Kacprzak i syn – Alan Kacprzak Leśko, lat 10

 

Zachęcamy do lektury nagrodzonych prac:

Nagrodzona praca: Niestraszna przygoda

Czterech braci. O różnych temperamentach, charakterach, uzdolnieniach. Do tego doskonale koordynująca życie rodzinne mama, zapracowany tata i słusznych rozmiarów pies. Bez dwóch zdań: autorzy pracy sami mogliby stać się bohaterami literackimi. A właściwie… zostali nimi! Trochę dzięki Karmelowi (bo trzeba z nim chodzić na spacery), trochę dzięki łagodnemu Gustawowi, a najbardziej – za sprawą pracy, którą napisali.Więcej oNagrodzona praca: Niestraszna przygoda[…]

2 komentarze

Nagrodzona praca: Wakacje z Pippi

Obecnie Emilka ma 5,5 roku i kocha książki – napisał jej Tata, Paweł Leleń. Co więcej, Emilka ma też dość sprecyzowany gust literacki – preferuje twórczość Astrid Lindgren. Dzięki wspaniałym Rodzicom na początku wakacji spędziła kilka dni w Bullerbyn, a pod koniec lipca zaprosiła do siebie Pippi Pończoszankę! W dodatku zapewniła jej nie tylko gościnę,Więcej oNagrodzona praca: Wakacje z Pippi[…]

0 komentarzy

Nagrodzona praca: Wakacje z Kaczką Dziwaczką

Zaskoczyli nas – naprawdę. Jak wielu innych, my też dałyśmy się wywieść w pole i od lat dziecinnych wierzyłyśmy, że choć pomysłowa i oryginalna, skończyła marnie. A tu taka niespodzianka! Jej zabawne i zdumiewające przygody wciąż trwają! Przekonała się o tym siedmioletnia Alicja, która spędziła wakacje z… Kaczką Dziwaczką. Relacja ze wspólnie spędzonego czasu, stworzonaWięcej oNagrodzona praca: Wakacje z Kaczką Dziwaczką[…]

2 komentarze

Nagrodzona praca: Wakacje z Mikołajkiem

Oto pierwsza z prac nagrodzonych w ramach naszego wakacyjnego konkursu “Wakacje z literackim przyjacielem”. Autorzy, Pani Ewa Kabańska i jej syn, Michał, wykazali się nie tylko świetną znajomością ulubionej lektury, ale również poczuciem humoru oraz umiejętnym oddaniem charakteru bohaterów. A dlaczego ich wybór padł akurat na Mikołajka? Jak napisała Pani Ewa: Od jakiegoś już czasu kompanemWięcej oNagrodzona praca: Wakacje z Mikołajkiem[…]

3 komentarze

Oraz do udziału w naszym drugim konkursie:

Ulubione. Wakacyjne lektury – zasady konkursu

Są takie książki, o których trudno nie mówić. Po prostu nie zasługują na samotne leżenie na półkach! Lektury, które inspirują – do przemyśleń, rozmów, a przede wszystkim – działania. Przeczytałeś taką książkę podczas tegorocznych wakacji? Jeśli tak, koniecznie się nią podziel! Stwórz do niej swoją własną ilustrację, weź udział w konkursie i wygraj… kolejną książkę!Więcej oUlubione. Wakacyjne lektury – zasady konkursu[…]

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.